sobota, 3 grudnia 2016

Supermarket w głowie

Dawno nie pisałem, ale nie tym razem o tym.

Nie chcę tu niczego ani nikogo oceniać - raczej skupić się na opisie i analizie zjawiska, które coraz mocniej do mnie dociera.
Co roku, na początku listopada, zaczyna się kampania świątecznej promocji i sprzedaży.
W tym roku nawet jeden market rodem zza zachodniej granicy przebił wszystkich, bo już siódmego października pojawił się regał z artykułami bożonarodzeniowymi - dowód poniżej.



Trzeba dodać, że chodzi o Boże Narodzenie - w szumie reklam i promocji wybrzmiewa tylko słowo "święta", choć nie do końca wiadomo jakie. Zresztą to powoli staje się się normą. I nie tylko to.
Druga rzecz, która zwróciła moją uwagę, to od kilku dobrych lat pojawiają się w mieszkaniach choinki na początku grudnia, a zaraz po Bożym Narodzeniu widzę je w śmietniku.

Okres Bożego Narodzenia - czas, który symbolizuje choinka - trwa niemal od 24.12. do 6.01. - w Polsce zwyczajowo jeszcze do 2.02. śpiewa się kolędy i niektórzy też do wtedy mają choinki.
To tradycja wynikająca z chrześcijaństwa.

Nowe zwyczaje opisane na początku, niestety - moim zdaniem - nie wynikają z jakiegoś istotnego powodu. To wynik oddziaływania marketów i ich akcji promocyjnych. Nieświadomie część społeczeństwa przejmuje sposób myślenia i działania z otoczenia, a że "aura świeżości" tego, co proponują super- czy hipermarkety jest bardziej atrakcyjna niż to, co do tej pory stanowiło podstawę pewnego rodzaju kultury bycia, to dotychczasowe przegrywa z nowym.
Nazwałbym to świadomością supermarketową.
Stajemy się zbyt mało odporni na to, co nam się podaje, a raczej podsuwa.

Rozumiem, że handel chce zarobić przy każdej nadarzającej się okazji. Trudno mi jednak zrozumieć u części osób powierzchowność myślenia, refleksji, jeśli one w ogóle mają miejsce.
Nie mam nic przeciwko przygotowaniom, atmosferze oczekiwania, pewnego rodzaju niecierpliwości - w sumie Adwent jest tym czasem - ale mam wrażenie, że nasze społeczeństwo zaczyna iść w stronę nieczekania, zaspokajania potrzeb od razu, bez względu na ich sens, nie mówiąc o głębszym wymiarze.




czwartek, 31 grudnia 2015

Polskie drogi...

...a raczej pobocza

Nie sylwestrowo ani noworocznie, tylko tak po prostu.

Ostatnimi czasy trochę poruszałem się po kraju, głównie jego południowej i południowo-wschodniej części. To, co mnie uderzyło, to widoki - tak po prostu z drogi.
Na jednym z zakrętów zobaczyłem pejzaż iście angielski (chwila zawahania: gdzie naprawdę jestem?) i to mnie skłoniło do baczniejszego obserwowania i w miarę możliwości robienia zdjęć. Nie są to żadne odkrycia świata - a jeśli tak, to mojego ciągle powiększającego się o nowe wątki.









Do niedawna fraza "polskie drogi" była dla mnie synonimem naturalnych (tzn. w wyniku działań czasu i natury) ograniczeń prędkości samochodu wynikających z "niezbyt zwartych struktur powierzchni zwanych powszechnie asfaltem". Kojarzyłem to nieodmiennie z muzyką do dawnego serialu polskiego.



Dziś wymiar ironiczno-sakrakstyczny na bardziej estetyczny zmienił mi się po zmianie celu spojrzenia - z drogi (miejscami coraz lepszej - ale nie z tego względu zmiana) na jej otoczenie. Mimo że droga ważniejsza dla podróżującego, to jednak to poza nią...












poniedziałek, 16 lutego 2015

...

Miałem już kilka postanowień, żeby na nowo pisać, ale żadne nie wypaliły. Nie postanawiam więc w tej kwestii. :)

Przeglądając mocno pobieżnie dziś to, co do tej pory wpisałem oraz to, co Komentujący dodali, odczuwam jakiś rodzaj wdzięczności za to wszystko. I tak mało polsko (mam nadzieję, że to się będzie zmieniać mocniej niż dotychczas w naszej mentalności) dziękuję Wam i sobie za ten czas i to miejsce. To nie jest pożegnanie. Za mało (bez skrajnej przesady w drugą stronę) mówimy sobie rzeczy pozytywnych - jakbyśmy za mocno przyswoili negatywizm języka telewizyjnych wiadomości lub przynajmniej przemilczanie pewnych faktów.

Ostatnio przypadkowo gdzieś zobaczyłem wywiad z Litzą i to zmusiło mnie do takiej ogólnej refleksji nad życiem, pewnie niezbyt odkrywczej, dla mnie istotnej.
Trudne doświadczenia życiowe szerzej otwierają oczy, szczególnie na to, co wydaje się oczywiste. Ta oczywistość trochę usypia i nie pozwala np. przewidywać nie tylko tego, co chce się osiągnąć, ale też niebezpieczeństw, które wydają się mało realne, niewyraźne.
Dość łatwo można popaść w taką małą stabilizację, która okazuje się stabilizacją ryzykowną.






wtorek, 6 sierpnia 2013

Jaka bzdura taka matura


Temat trochę już po czasie, bo po pierwsze wakacje, a po drugie zaczynać po długiej przerwie takim tekstem chyba nie jest najlepszym rozwiązaniem.



Ale... kiedyś mnie uderzyło, gdy po raz kolejny przy okazji majowych bojów absolwentów pojawiają się w mediach różne sugestie dotyczące tego, jak zdają maturę z j. polskiego autorzy tekstów, które były w niej wykorzystane. Za przykład niech posłuży tegoroczny tekst "Świat w 44 zerach" Tomasza Rożka.
Nie jestem tu po jakiejś stronie, ale nasunęły mi się wtedy pytania, które do dziś za mną chodzą:

Czy miarodajne i obiektywne jest proponowanie do czytania tekstu autora, który go napisał?
Czy autor po doktoracie i pracy publicystycznej, posiadający spore doświadczenie czytelnicze i życiowe będzie tak samo myślał jak maturzysta?
Dlaczego dziennikarze podkreślają, że Tomasz Rożek napisał maturę ze swojego tekstu tylko na 70% i co chcą tym osiągnąć?
Czy takie teksty dziennikarskie są rzetelne i pokazują sedno sprawy?
Czy my w ogóle zastanawiamy się nad tym, co jest serwowane w mediach i jaka jest tego rzeczywista wartość?
Czy poziom tej matury jest rzeczywiście maturalny i kto (personalnie) przygotowuje pytania oraz za nie odpowiada i w jaki sposób?





Co zostanie z prawdziwej matury? Znalazłem w sieci takie ciekawe zestawienie - można się choć chwilę uśmiechnąć, choć co potem, nie wiem...

1965
Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 100 zł. Wiedząc, że koszt produkcji drewna wynosił 80% jego ceny, oblicz zysk drwala wyrażony procentowo.

1975
Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 100 zł. Wiedząc, że koszt produkcji drewna wynosił 4/5 jego ceny, oblicz ile złotych zarobił drwal.

1985
Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za sumę 100 zł. Wiedząc, że koszt produkcji drewna wyniósł 80 zł, oblicz ile złotych zarobił drwal.

1995 (reforma Jerzego Buzka)
Drwal dokonał wymiany zbioru T tarcicy na zbiór P pieniędzy. Moc zbioru P wyrażona w liczbach kardynalnych wyniosła 100, przy czym każdy z jego elementów jest wart 1 zł. Zaznacz w kwadratowej tabeli 100 punktów, aby przedstawić graficznie elementy zbioru P. Zbiór kosztów produkcji zawiera 20 elementów mniej niż zbiór P. Przedstaw zbiór K jako podzbiór P i odpowiedz na pytanie: jaka jest moc zbioru Z zysku wyrażona w liczbach kardynalnych ?

2009
Drwal sprzedał ciężarówkę tarcicy za 100 zł. Koszt produkcji drewna wyniósł 80 zł, a zysk drwala 20 zł. Zakreśl liczbę 20.

2012 (reforma Donalda Tuska)
Ścinając stare piękne i bezcenne drzewa, ekologicznie niezorientowany drwal zarobił 20 zł. Co myślisz o takim sposobie na życie? Podzielcie się na grupy i przygotujcie teatrzyk przedstawiający, jak czują się leśne ptaszki i dzika zwierzyna.

2017 (matura kombinowana: matematyka+biologia)
Poniższy rysunek przedstawia jabłoń. Pokoloruj rysunek i odpowiedz na następujące dwa pytania: (1) Ile jabłek pokolorowałeś? (2) Jakie owoce rodzi jabłoń? 

czwartek, 1 listopada 2012

Słowa (Words)

Dawno już nie pisałem - dawno też nie miałem tak intensywnego czasu wakacyjnego i późniejszego.
Nie lubię rzeczy partaczyć, więc w pośpiechu pisanie odpada - staram się przynajmniej nie umartwiać tych, którzy będą chcieli tu zaglądnąć.


Dziś dzień wyjątkowy. Trudno mi o nim pisać, ale jest coś, co mi się z nim łączy - słowa. Abstrahuję od coraz mniejszego szacunku dla nich, coraz większego ich nadużywania czy wręcz manipulowania.
Zauważam, że niektóre z nich po prostu zniknęły ze słownika współczesnych Polaków. Zmieniają się ludzie, zmienia się więc świat, jaki tworzą i wypowiadają również.

Dawniej można było usłyszeć:
zadośćuczynić, dobro wspólne, wyrazić skruchę, kłamać.

Dziś często słyszy się:
robić karierę, nie dramatyzować, walczyć uparcie o swoje, minąć się z prawdą/nie jest prawdą/inaczej ująć.

Nie mam tu zamiaru moralizować, tylko widać, jak się zmienia nasze społeczeństwo i w którą stronę (chyba) zmierza.
Oczywiście zwykłe uproszczenia nie rozwiązują sprawy, a podany kontrast jest tu tylko pretekstem do przemyśleń, nie chęcią wywołania gorącej polemiki.



wtorek, 24 lipca 2012

Stara rzecz, a cieszy...


O samochodach tym razem - zabytkowych jak najbardziej. Będzie chyba bardziej do oglądania niż czytania - nie jestem ekspertem od takich pojazdów.

Kiedyś, przemieszczając się przez krakowski rynek, miałem okazję zobaczyć to, czym chcę się teraz z Wami podzielić.










i w środku to cacko















Dość zaskakujące było dla mnie to, że oprócz panów, również i panie bardzo ochoczo garnęły się do oglądania pojazdów, zaglądania do środka, robienia sobie zdjęć przy nich. A może kobiety takie samochody traktują jak biżuterię? :D
Nie ma tego niestety za wiele na zdjęciach, pozostaje uwierzyć na słowo :)




Samochodów oczywiście było dużo więcej...





 ...i więcej :)














Pewnie jeszcze sporo z czytających kojarzy taką "królową szos"...












...i taki najpopularniejszy samochód rodzinny, którym rodzice z dziećmi, bez fotelików i z bagażami na dachu jeździło przez pół Polski lub więcej albo do krajów socjalistycznych na wczasy :)







W każdym razie uświadomiłem sobie po opuszczeniu rynku, że nie tylko nowości mogą być tak wciągające, że jednak ludzie potrzebują też spojrzenia wstecz - bez używania wielkich słów -  to wtedy trochę doceniają to, co jest teraz, a i zyskują świadomość, ciągłość w pewnym sensie cywilizacyjną, historyczną, nie są jak wyrwane małe krzaczki i przesadzane z miejsca na miejsce, jak się komuś spodoba.
Bardziej wtedy przypominają drzewa z solidniejszymi korzeniami, które nie tak łatwo jest przerzucać czy przesadzać, podmieniać podłoże czy też próbować innych sztuczek.

Zaczęło się zabytkowo (jak na Kraków przystało), a skończyło się przyrodniczo (może kiedyś tak w tym mieście będzie...) - życie zaskakuje. :)



piątek, 20 lipca 2012

Muzyka średniowiecza vs. życie XXI w.

Mój udział w wydarzeniu sprzed dwóch tygodni zainspirowany został przez Miłośniczkę Beskidów . :)



Koncert muzyki średniowiecznej, od samych początków epoki aż do XIV w. miał miejsce w drewnianym kościółku w Lipnicy Murowanej - godzinę drogi samochodem od Krakowa. "Muzyka zaklęta w drewnie" to cykl koncertów, w których muzycy wykonywali utwory właśnie w drewnianych świątyniach, do których w większości była ona przeznaczona.



Koncert jak każdy, ma swoją specyfikę. Francuski zespół w miarę dobrze zaprezentował przygotowany materiał. Największe moje uznanie zyskał najniższy ze śpiewaków, kontratenor, który niesamowicie wykonywał swoje partie, szczególnie solowe. Jeden z końcowych utworów w jego interpretacji był dla mnie zupełną nowością. Nie słyszałem nigdy takiego wibrata w tak krótkich odstępach czasu. Gdybym wiedział, czego się spodziewać, pokusiłbym się na użycie dyktafonu telefonowego, żeby to choć tak utrwalić. Może kiedyś się uda.



W całości jednak, już w czasie trwania występu, jak i później, dochodziła do mnie świadomość tego, jak działa ta muzyka, co ze sobą niesie. Wsłuchując się w melodię, ale też i słowa (z łaciny niewiele już pamiętam), złapałem się na tym, że ten rodzaj dźwięków, choć - a może właśnie dlatego - że jest muzyką liturgiczną chrześcijańskiego średniowiecza, przekazuje niesamowity wewnętrzny spokój, poukładanie i zachwyt nad tym, co ponadziemskie. Konfrontacja ze światem współcześnie mnie otaczającym wypadła na potężny plus dla średniowiecza. A potoczna świadomość przeczy temu tak nonszalancko...





Zaskakujące to trochę - przynajmniej na początku, lecz później w trakcie śledzenia tego wątku myślowego popatrzyłem sobie na tamtą epokę, realia życia i wydaje mi się, że w zasadzie to ludzie (ogólnie rzecz biorąc) mniej byli chaotyczni, nie gonili za tyloma rzeczami co dziś, nie mieli parcia  na szkło, bo go nie było :) I generalnie, upraszczając, mimo trudniejszych warunków życia, mieli wewnątrz więcej komfortu, choć raczej na zewnątrz brakowało go - jak przypuszczam - dość mocno. Tak przynajmniej można uważać z perspektywy człowieka XXI wieku.
Dziwne może się wydawać, choć jakby nieco oczywiste...

PS.
Ciekawostką była obecność osób - jak przypuszczam - z jakiegoś bractwa czy czegoś podobnego, kultywującego tradycje średniowieczne. Zobaczyć ludzi w takich ubraniach to gratka prawie na równi z koncertem :)