sobota, 27 sierpnia 2011

Tatry Zachodnie - widok z wczoraj

Pogoda sierpniowa w końcu miesiąca łaskawsza, więc wczorajszy dzień był najlepszym do tego, by bez weekendowych tłumów wyjść sobie w góry, podelektować się widokami, ciszą i samą naturą na wysokościach.



Tym bardziej, że wakacyjne klimaty już się kończą, więc broniąc się przed myślą o rychłym ich końcu, uznałem, że najlepiej będzie po prostu gdzieś pojechać :)


Trasa nie była bardzo ambitna, choć udało się trochę przejść mimo niezbyt wczesnej godziny wyjścia... Zaczęliśmy w Dolinie Chochołowskiej i tam też zeszliśmy na koniec. Po drodze były: Trzydniowiański Wierch, KończystyWierch, Starorobociański Wierch i Ornak.





Co najbardziej mnie zaskoczyło, to widoczne już w Tatrach Zachodnich akcenty jesienne.




Czerwieniejące granie wzdłuż szlaków i gdzieniegdzie kwitnące już wrzosy.




I zostaje mi teraz postanowienie częstszego wyrywania się w góry. Jeśli się uda, to następne zdjęcia pojawią się też z Tatr, ale nieco dalej na południe. :)


wtorek, 23 sierpnia 2011

Jak po części mógł wyglądać średniowieczny Kraków..

Było to w pewnym sensie marzenie, które kiedyś mi się pojawiło w głowie, ale wydało niezbyt realne.
Chciałem kiedyś móc cofnąć się i zobaczyć, jak wyglądało średniowieczne życie w Krakowie, tak na co dzień.




Przechodząc kiedyś przez Rynek Główny zrozumiałem, że w pewnym sensie to, co właśnie widzę, ma wydźwięk średniowieczny.
Dotarło też do mnie, że niekiedy cywilizacja idzie sobie dalej, a ludzie ze swoimi pragnieniami i pomysłami po prostu zostają, tylko że zmieniają zewnętrzny wygląd, a w głębi bazują na tym samym, co np. przed 700 laty.



Wniosek nie jest zawiły, ale dla jasności wytłumaczę się z niego. Otóż przetrwały w nas, ludziach, chęci zaspokajania niskich potrzeb, sensacji (szarlatanerii) czy tego typu rzeczy, które dziś serwują nam brukowce lub telewizja w nieco mniej wymagających programach czy wręcz kanałach.




Ale to co pokazują zdjęcia, to właśnie pozostałości po średniowiecznej ulicy czy placu większego miasta, za czasów gdy nie było telewizji czy YouTube.
Może ktoś ma inne wnioski; mnie się to skojarzyło właśnie z tym - i zaspokoiło moją chęć (być może też niską) zobaczenia, jak w średniowieczu mógł wyglądać na co dzień Kraków. :)



PS.
Zdjęcia były robione jednego dnia w ciągu ok. pół godziny w okolicy Kościoła Mariackiego.

czwartek, 4 sierpnia 2011

Dania - finał

Moja przerwa w blogu to wynik wielu spraw, czasem również dla mnie mało przewidywanych i zrozumiałych.

Na koniec relacji - choć mocno rozciągniętej w czasie - parę spraw, o których raczej się nie pisze (pomijam obiekty zabytkowe - o nich każdy sobie poczyta).
Część zdjęć (z innego aparatu) jak odkopię, to dokleję w najbliższym tygodniu.


Domki w Danii są przede wszytkim jednorodzinne - niewielkie, porównując do naszych polskich, można powiedzieć, że to raczej większe letniaki niż domy do całorocznego zamieszkania.



W środku bardzo oszczędne, z zewnątrz niezbyt urozmaicone, choć nie ma też nudy architektonicznej, a widać wielką dbałość o stronę estetyczną.


Mają jeszcze jeden ciekawy zwyczaj - podobnie jak Holendrzy nie używają firanek ani zasłon, a przy tym lubują się w oświetleniu mniejszymi lampami, ale za to w dużych ilościach i takie lampy często można widzieć wieczorem przez okna z wnętrza domu, czasem też stojące wręcz na oknie. Daje to ciekawe wrażenie - polecam samemu sprawdzić - wrażenie oczywiście. :)





Cmentarze w Danii to rzecz osobliwa. Nie widziałem kopenhaskiego, byłem natomiast w mieście Helsingor, na północ od stolicy. To, co tam zobaczyłem, mocno rozmijało się z moim wyobrażeniem. Absolutnie nie przypominają polskich, może i też dlatego, że większość ciał zmarłych jest poddawana kremacji po śmierci. Sam obraz tych miejsc jest wyjątkowy, bardziej spokojny i mnie raczej przypomina park niż miejsce wiecznego spoczynku. Może to dlatego, że śmierć to w Danii temat tabu - podobno mieszkańcy tego kraju nie mówią o tym, bo to nieprzyjemne.
[foto]


I jeszcze znaki drogowe - być może szczegół, ale mnie to zawsze dziwi i zwracam na takie rzeczy uwagę - normalne, że w każdym kraju są inne, tutaj znowu kolejne nowości - wersja miejsko-ograniczono-miejscowa.
[znak Helsingor]

Tak przy okazji - miałem możliwość być na niedzielnej mszy w Helsingorze - polskie przyzwyczajenia (zależy kto do jakiego kościoła i gdzie chodzi) to zupełnie inny świat. Tutaj, w mieście 50-tysięcznym jest ok. 40-50 osób na takiej mszy, z tego połowę stanowią obcokrajowcy z Afryki i Azji.
Samodzielność jednak tak małej wspólnoty jest godna podziwu - tutaj nawet ogłoszenia parafialne czyta przewodniczący rady parafialnej, a ksiądz jest tylko po to, by odprawić mszę, wyspowiadać lub udzielić innych sakramentów. U nas rzecz na razie nie do pomyślenia. A żeby było ciekawiej, to po mszy Ci ludzie spotykają się na herbacie i ciastku, zapraszając też tych, którzy są przypadkowo w kościele.





Praktyczne rzeczy - krótki poradnik kierowcy:
- wjazd na autostradę nie jest jak w Polsce drogą podporządkowaną, lecz równorzędną, więc trzeba uważać, bo o stłuczkę nietrudno,
- kierowcy w tym kraju jeżdżą bardzo przepisowo, również jeśli chodzi o ograniczenie prędkości, a agresywne czy niecierpliwe zachowania na drodze to coś niespotykanego,
- bardzo wysoki priorytet mają rowerzyści i piesi na pasach i skrzyżowaniach, może to być wyzwanie dla kogoś, kto nie jest do tego przyzwyczajony (bardzo duża ilość dróg rowerowych, ale świetnie oznaczonych na skrzyżowaniach - niebieskie tło drogi dla cyklistów),
- policja duńska stoi w różnych miejscach, a w miastach czasem policjant siedzi w samochodzie z przyciemnianymi szybami i robi zdjęcia fotoradarem; można też dostać taką fotografię z niezapiętymi pasami - krąży taka anegdota o Duńczyku, który wracał się dwa razy, bo radar zrobił mu zdjęcie mimo tego, że jechał z przepisową prędkością. Gdy zgłosił się na policję, dowiedział się, że chodziło o niezapięte pasy. :)  Widać, że poczucie sprawiedliwości u Duńczyków jest duże i tak samo egzekwowane są przepisy.
- mandaty są bardzo drogie, więc dosłownie nie opłaca się łamać przepisów - np. złe parkowanie 800 DKK, czyli ok. 400 zł.

Jeśli ktoś ma jakieś dodatkowe informacje, to komentarz mile widziany - oszczędzi to niespodzianek tym, którzy może to przeczytają przed przyjazdem do tego kraju.

Gdyby nie Wiesiek - baczny obserwator życia w Danii, specjalista od historii i obyczajów części tego kraju - połowy z tych informacji nie miałbym szans się dowiedzieć, bo żadna książka (tym bardziej zdawkowy przewodnik) nawet najlepiej napisana, nie oddaje charakteru narodu i jego codziennego życia. Drugi człowiek jest niezastąpiony.