Ostatnio coraz częściej spotykam się ze zjawiskiem, które coraz bardziej mi nie odpowiada pod wieloma względami. Część osób, jakie mam możliwość spotkać, lubi mówić, o sobie mówić, o sukcesach czy choćby zmianach w życiu mówić, o ostatnim filmie mówić, o tym co się stało ostatnio - nawet błahego - mówić.
Mówić i mówić, mówieniem zabijając rozmowę. Bo w rozmowie czasem trzeba posłuchać, co naprawdę ma do powiedzenia druga strona, a nie tylko przytaknąć i dalej swoje mówić.
Żeby się spotkać, trzeba się też słuchać, nie tylko zobaczyć...
Zastanawiam się, co z dzisiejszej mentalności ludzi powoduje taki stan rzeczy i wydaje mi się, że wszędobylski pośpiech, medialna propaganda sukcesu (również przemycana w reklamach), ogólna nerwowość, która jest wynikiem wcześniejszych czynników.
I wydaje mi się, że tracimy wrażliwość na najważniejsze sprawy - na Człowieka i życie.
Sprawa pewnie nie jest dramatyczna, tylko że sami siebie w ten sposób zaczynamy traktować tak, jakbyśmy tego w głębi naprawdę nie chcieli.
Bo chyba to wszystko popycha nas do wewnętrznej, niewidocznej samotności, którą przykrywa się zewnętrzną barwną narzutą z wielu, za wielu słów. Może tak nie jest, choć mnie się wydaje, że tak może być.
W klimacie zupełnie odwrotnym polecam do posłuchania - bardzo mi się to podoba i wnosi sporo ciepła zimowego klimatu :)