poniedziałek, 26 lipca 2010

Paradoksy moje (tylko?) codzienne

Żadnej Ameryki tutaj nie odkrywam. Ktoś kiedyś określił blogi jako elektroniczne pamiętniki, więc żeby pamiętać...
Pewnie towarzyszy temu jakaś forma ekshibicjonizmu, ale nie wszystko do takiego pamiętnika się nadaje, więc... spokojnie. :)

Ludzie i codzienność to tak bogata rzeczywistość, że chyba przez tę powtarzalność łatwa do zagubienia. Zresztą wielość to bogactwo, a to nietrudno stracić, jakiekolwiek by nie było.
Im coś mniej kosztuje, tym się częściej i łatwiej dysponuje.
Im większe słowa, tym trudniej je wypowiedzieć.
To, co trudniejsze do wypowiedzenia, potem wysłowione staje się wspanialsze do przeżycia.
To, co niewypowiedziane najczęściej umiera po czasie.
Im bardziej kochamy drugą osobę, tym bardziej się otwieramy na nią.
Im bardziej jesteśmy otwarci na najbliższych, tym bardziej możemy być przez nich zranieni.
Jeśli się zamykamy, przestajemy kochać.

Jak każde ogólniki te również są... ogólne, zbyt pojemne, nie uwzględniające indywidualności, może nawet krzywdzące itd., itp.
Ciekawe, że w formułowaniu takich wniosków często uczestniczy wiele osób i to czasem przez dłuższy czas.
Ale jednak o czymś przypominają.

Właśnie ostatnio, dość znacząco, natknąłem się na jedną piosenkę (jakość nie jest cudowna, ale wersja z fortepianem to jest to).


 

poniedziałek, 5 lipca 2010

Na ludowo

Ostatnio przypominają mi się różne przyśpiewki i piosenki ludowe. Jakby nie patrzeć to w końcu część mnie samego. Dochodzi też do mnie, że ten ton wypowiedzi ma bardzo ciekawe właściwości: oprócz trzeźwej - czasem aż za bardzo - oceny świata, potrafi jeszcze neutralizować wyskokolulturowe zadęcie, przez niektórych uważane za stan wyższej świadomości.

Moja ulubiona ma wymiar górsko-egzystencjalno-erotyczny :D
"Na wysokiej Cyrli
cosik się tam cyrni,
hej!, cy to kupa gnoja,
cy dziewcyna moja?"