Mój udział w wydarzeniu sprzed dwóch tygodni zainspirowany został przez Miłośniczkę Beskidów . :)
Koncert muzyki średniowiecznej, od samych początków epoki aż do XIV w. miał miejsce w drewnianym kościółku w Lipnicy Murowanej - godzinę drogi samochodem od Krakowa. "Muzyka zaklęta w drewnie" to cykl koncertów, w których muzycy wykonywali utwory właśnie w drewnianych świątyniach, do których w większości była ona przeznaczona.
Koncert jak każdy, ma swoją specyfikę. Francuski zespół w miarę dobrze zaprezentował przygotowany materiał. Największe moje uznanie zyskał najniższy ze śpiewaków, kontratenor, który niesamowicie wykonywał swoje partie, szczególnie solowe. Jeden z końcowych utworów w jego interpretacji był dla mnie zupełną nowością. Nie słyszałem nigdy takiego wibrata w tak krótkich odstępach czasu. Gdybym wiedział, czego się spodziewać, pokusiłbym się na użycie dyktafonu telefonowego, żeby to choć tak utrwalić. Może kiedyś się uda.
W całości jednak, już w czasie trwania występu, jak i później, dochodziła do mnie świadomość tego, jak działa ta muzyka, co ze sobą niesie. Wsłuchując się w melodię, ale też i słowa (z łaciny niewiele już pamiętam), złapałem się na tym, że ten rodzaj dźwięków, choć - a może właśnie dlatego - że jest muzyką liturgiczną chrześcijańskiego średniowiecza, przekazuje niesamowity wewnętrzny spokój, poukładanie i zachwyt nad tym, co ponadziemskie. Konfrontacja ze światem współcześnie mnie otaczającym wypadła na potężny plus dla średniowiecza. A potoczna świadomość przeczy temu tak nonszalancko...
Zaskakujące to trochę - przynajmniej na początku, lecz później w trakcie śledzenia tego wątku myślowego popatrzyłem sobie na tamtą epokę, realia życia i wydaje mi się, że w zasadzie to ludzie (ogólnie rzecz biorąc) mniej byli chaotyczni, nie gonili za tyloma rzeczami co dziś, nie mieli parcia na szkło, bo go nie było :) I generalnie, upraszczając, mimo trudniejszych warunków życia, mieli wewnątrz więcej komfortu, choć raczej na zewnątrz brakowało go - jak przypuszczam - dość mocno. Tak przynajmniej można uważać z perspektywy człowieka XXI wieku.
Dziwne może się wydawać, choć jakby nieco oczywiste...
PS.
Ciekawostką była obecność osób - jak przypuszczam - z jakiegoś bractwa czy czegoś podobnego, kultywującego tradycje średniowieczne. Zobaczyć ludzi w takich ubraniach to gratka prawie na równi z koncertem :)
Koncert muzyki średniowiecznej, od samych początków epoki aż do XIV w. miał miejsce w drewnianym kościółku w Lipnicy Murowanej - godzinę drogi samochodem od Krakowa. "Muzyka zaklęta w drewnie" to cykl koncertów, w których muzycy wykonywali utwory właśnie w drewnianych świątyniach, do których w większości była ona przeznaczona.
Koncert jak każdy, ma swoją specyfikę. Francuski zespół w miarę dobrze zaprezentował przygotowany materiał. Największe moje uznanie zyskał najniższy ze śpiewaków, kontratenor, który niesamowicie wykonywał swoje partie, szczególnie solowe. Jeden z końcowych utworów w jego interpretacji był dla mnie zupełną nowością. Nie słyszałem nigdy takiego wibrata w tak krótkich odstępach czasu. Gdybym wiedział, czego się spodziewać, pokusiłbym się na użycie dyktafonu telefonowego, żeby to choć tak utrwalić. Może kiedyś się uda.
W całości jednak, już w czasie trwania występu, jak i później, dochodziła do mnie świadomość tego, jak działa ta muzyka, co ze sobą niesie. Wsłuchując się w melodię, ale też i słowa (z łaciny niewiele już pamiętam), złapałem się na tym, że ten rodzaj dźwięków, choć - a może właśnie dlatego - że jest muzyką liturgiczną chrześcijańskiego średniowiecza, przekazuje niesamowity wewnętrzny spokój, poukładanie i zachwyt nad tym, co ponadziemskie. Konfrontacja ze światem współcześnie mnie otaczającym wypadła na potężny plus dla średniowiecza. A potoczna świadomość przeczy temu tak nonszalancko...
Zaskakujące to trochę - przynajmniej na początku, lecz później w trakcie śledzenia tego wątku myślowego popatrzyłem sobie na tamtą epokę, realia życia i wydaje mi się, że w zasadzie to ludzie (ogólnie rzecz biorąc) mniej byli chaotyczni, nie gonili za tyloma rzeczami co dziś, nie mieli parcia na szkło, bo go nie było :) I generalnie, upraszczając, mimo trudniejszych warunków życia, mieli wewnątrz więcej komfortu, choć raczej na zewnątrz brakowało go - jak przypuszczam - dość mocno. Tak przynajmniej można uważać z perspektywy człowieka XXI wieku.
Dziwne może się wydawać, choć jakby nieco oczywiste...
PS.
Ciekawostką była obecność osób - jak przypuszczam - z jakiegoś bractwa czy czegoś podobnego, kultywującego tradycje średniowieczne. Zobaczyć ludzi w takich ubraniach to gratka prawie na równi z koncertem :)
nigdy nie byłam na takim koncercie...niesamowicie musi brzmiec w tych starych drewnianych ścianach...
OdpowiedzUsuństroje średniowieczne dopełniały obrazu...Choc na chwilę dobrze jest pobyc w innej epoce...
zdjęcia świetne...oddają klimat,tajemniczośc..
Ciekawa wycieczka...
pozdrawiam miło;)
No jest to niezłe wrażenie, trochę przenoszące w inną czasoprzestrzeń - może spróbujesz.
UsuńOdpozdrawiam :)
muszę nad tym poważnie pomyślec...to jest ciekawy pomysł:)
Usuńfaktycznie to nie aż tak daleko...
Tak więc... :)
Usuńsię troche wycierałam po takich koncertach i wśród tak dziwnie ubranych ludzi:) było to w czasach, gdy moje dziecie należało do Rycerstwa i średniowiecze miałam na porządku dziennym (łącznie z bronia wszelaką, drutem do robienia kolczug):))) wspominam z nostalgią, i dalej siedzę po uszy w tej muzyce (dziecko się niestety nawróciło na inzynierie lotniczą). Zazdraszczam:)
OdpowiedzUsuńDoświadczenie przez Ciebie przemawia, ale zazdraszczać można też Tobie, że miałaś takie okazje. :)
UsuńTo wspaniały czas :) bywałam na takich koncertach, mało tego brałam w nich udział. Przepiękne chwile i najpiękniejsze emocje. Nigdy nie zapomnę koncertu w 900 letniej cerkwi... Zazdroszczę Ci tego koncertu, mimo wszystko :)
OdpowiedzUsuńWidać, że masz bogate doświadczenia muzyczne - zaryzykuję, że pewnie pomagają Ci w twórczości wszelakiej, poetyckiej też. A to bogactwo niemałe :)
Usuńnie tylko muzyczne... ale przez doświadczenie okazuje się, że niezrozumiała. Ale cóż, tak bywa.
UsuńPrawda, to jakby trochę opowiadać o Alpach i widokach stamtąd komuś, kto nawet nie był w Bieszczadach...
UsuńKtoś zresztą powiedział, że ludzie ponadprzeciętni bywają niezrozumiani i trochę samotni. Może to zabrzmi górnolotnie, ale tacy wielcy mają w życiu bardziej pod górkę. To cena większej świadomości i innego, szerszego widzenia świata.
Świat i tak mnie przerasta, ale ja nie o tym... Kiedyś mój przyjaciel dominikanin w rozmowie wytknął moje elementarne braki z jakiejś tam dziedziny, którą jego zdaniem powinnam mieć opanowaną. Zastanowiłam się nad tym i braków nie dopuszczam... Tak, zabolała mnie ignorancja, zaczęłam pracować nad sobą, nad uwagą nad wszystkim, co mnie otacza, świadomością itd
UsuńKoszt tego jest taki jaki jest. Wspominaliśmy o tym w minionych komentarzach. O samotności w milczeniu. Odsunięciu się od ludzi.
Tak, nie tracę czasu na pustkę, w zamian często smakuję niezrozumienie, ale coraz mniej mi to przeszkadza.
Twoje ostatnie zdanie jest najlepszym podsumowaniem.
UsuńChoć to niezwykłe słowa, to kryje się za nimi niesamowite samozaparcie i droga często pod prąd. Ważne, że wiesz, co jest dalej i co jest dla Ciebie najważniejsze. Bo to jest najważniejsze.
Czasem miewam wrażenie, że Cię dłużej znam, niż blog mi to podpowiada. :)
Moja mama powiedziałaby: swój do swego ciągnie, a ja powiem: powielamy się w świecie, czasami bardziej, czasami mniej - jednak odpowiadamy naszym brakom - poszukując... znajdujemy i dalej odpowiadamy, tyle, że w dialogu. Nie ważne czy wierszem czy prozom. Rozumiemy się mniej lub bardziej. Ale przewidujemy, odczuwamy, współodczuwamy... Im wyżej się wspinasz, tym większa satysfakcja, ale ostrożność nakazuje nam trzymać dystans. I nie wynika on ze strachu, ale właśnie z szacunku, do siebie... tak myślę dzisiaj, jutro może się nieco zmienić. Co nie znaczy, że będzie gorzej, o nie... Są ludzie, do których wracam po kilku tygodniach, ale mam wrażenie, że widzieliśmy się wczoraj. Tak, pewnie dlatego znamy się dłużej :)
UsuńRzeczywiście, ta harmonia w szeroko pojętym dialogu międzyludzkim, o którym piszesz, jest czynnikiem budującym i czasem odkrywam to z niedowierzaniem, że niektóre rzeczy, sprawy tak się ciekawie uzupełniają, jakby czekały na siebie, na ten moment, na akurat takie doświadczenia, sposób widzenia i odczuwania.
UsuńChoć nie obywa się to bez mniej ciekawych czynników. Ale mimo wszytko to jest to :)
No no no... tworzysz niszę :) przynajmniej w moim odczuciu... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
To z niszy kłaniam się niszko.
UsuńI nie będę Ci mówił M-niszko :)
Nigdy nie miałam okazji uczestniczyc w takim koncercie, czego bardzo żałuję. Nie wiem, czy by mi się spodobało, ale uważam, że to jedyne w swoim rodzaju przeżycie słuchanie muzyki w miejscu, dla którego została stworzona. Przypomina mi to kontemplowanie obrazów we wnętrzach do których zostały stworzone, jakże inaczej ogląda się obrazy czy freski w świątyniach, a jakże inaczej w muzeach, które (mimo, że ogromnie lubię je odwiedzać) jednak odzierają dzieło sztuki z jego odrębności, indywidualności poprzez umieszczenie w masie. No to, ale to już temat na inną dyskusję. Pozdrawiam i zazdroszczę przeżyć i wrażeń.
OdpowiedzUsuńJeszcze w Małopolsce są koncerty z tego cyklu, więc masz szansę posłuchać i zobaczyć, jak to wygląda :)
UsuńChyba nawet w najbliższy weekend.
Odpozdrawiam :)
Niestety do Krakowa mam ponad osiem godzin koleją, a tanie linie lotnicze właśnie zawiesiły działalność. Wczoraj jeszcze rezerwowałam lot do Krakowa, a dzisiaj muszę odzyskiwać pieniążki. Ale jak nie teraz, to kiedyś może mi się uda
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń