sobota, 12 czerwca 2010

Powrót do przyszłości, czyli jak zejść na manowce, to tylko w Beskidach :)

Tytuł zapewne robi wrażenie chwytu dziennikarskiego pachnącego sensacją - choćby obyczajową - ale wbrew przypuszczeniom nie o perwersjach ani nowinkach, plotkach itp. tu będzie.
Jestem pod urokiem ostatniego niedzielnego wyjazdu, który moja Towarzyszka określiła mianem "mega hedonizmu". Nie powiem, żeby nie miała racji :)  (choć pogląd taki kobiety z lubością chcą zakodować męskim umysłom).

Tak leniwego i błogiego - w znaczeniu odpoczywania fizycznego - wyjazdu w góry chyba jeszcze nie miałem.
Nie zdając sobie sprawy, że tego tak naprawdę po ostatnim miesiącu potrzebowałem, uzupełniłem również braki opalenizny, która dość żwawo i z niemałą dokładnością przytuliła się szczególnie do moich pleców podczas cudownej drzemeczki i tu zostawiła widoczne oraz gorące ślady swojej pieszczoty.

A wszystko to dzięki - oprócz wspomnianej już Turystce, w zasadzie (współ)autorce koncepcji odpoczynku -  manowcom, nieopodal szczytu, na którym siedzący ludzie narzekali, że... ludzie chodzą w góry.
Więc tylko małe zboczenie z miejsca postoju, wyszukanie sobie w miarę słonecznego z awaryjnym cieniem i nieco przytulnego, odludnego miejsca dawało możliwość takiego właśnie pięknego czasu. Z właściwym, naturalnie, zapleczem kulinarnym, bo z pustym brzuchem ciut trudniej się weselić. :)








Evviva manowce, cudne manowce! :D

2 komentarze: