niedziela, 1 sierpnia 2010

Co piszczy w... "Chacie"

Wg doświadczonej pielęgniarki do końca życia jest ten pierwszy raz, więc...  chciałem się podzielić wrażeniami z książki pt. "Chata" W.P. Younga.
Ale tylko kilkoma wrażeniami, by komuś, kto się zdecyduje przeczytać, nie odbierać uroku poznawania.
Oczywiście indywidualność każdego czytelnika może zupełnie nie współgrać z tymi odczuciami, ale to już inna sprawa.
Tematyka książki fundamentalna, bez względu na światopogląd - kwestia wiary i pojmowania Boga w kontekście codziennego życia. Osadzona jest w historii jednej amerykańskiej rodziny, która w swoich zwyczajnych dniach przeżywa jeden z największych dramatów, jaki może się wydarzyć. Wypadek ten, choć w różnym stopniu, dotyka wszystkich członków rodziny, ale najbardziej ojca. Brak rzeczywistego uświadomienia sobie skutków oraz nieumiejętność rozpoznania ich w innych członkach rodziny powoduje tylko narastanie tego, co przyniosło owo fatalne wydarzenie, w książce określane jako Wielki Smutek.
...reszta w fabule powieści.



Ze względu na stopień zaawansowania w kwestii wiary lub niewiary lektura może stać się - jak przypuszczam - pewnego rodzaju odkryciem tego, na co za mało zwraca się uwagę. Stanowczo za mało.
Zaryzykuję też stwierdzenie, że jest to w pewnym sensie antyreligijna (a już na pewno antydewocyjna) książka o wierze w Boga.
No i można się spodziewać, że nieco przewróci to, co się ma w głowie poukładane, ale to chyba podstawowa zaleta sensownej książki. :)
Tak czy inaczej (gdyby ktoś się wahał) - warto.

8 komentarzy:

  1. Hmmm, nie wiem, co napisać. Ale cała sytuacja chyba najbardziej zależy od powodu wahania się :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż, w związku z tym, że jestem antykościelna, w sensie kościelnym, mimo, że w kościołach śpiewam, psalmy, święta itakie tam. Z Bogu nam różnie się układa, ale przeczytam, dla własnego osądu i z ciekawości, bo mnie zaintrygowałeś. Ostatnio zapytałam koleżankę, która nie wierzy w Boga, bo coś w dyskusji temat piekła się wywiązał, czy wierzy w to piekło przebrzydłe, odpowiedziała, że nie. Różnie mówią, że w drodze do śmierci lepiej mieć świadomość, że gdzieś się idzie po, a ona ma pięćdziesiąt lat i nie wierzy. Zakręciłam? No trochę! Buziak

    OdpowiedzUsuń
  3. No tak, choć się poza blogiem nie znamy, to jednak myślę, że nie stracisz :)
    Jeśli ktoś nie uznaje Boga, to piekła raczej też nie. Jest to bardzo indywidualna, delikatna kwestia. Kwestia wiary.
    Tak teraz mi przyszło do głowy: ciekawe, że nasi przodkowie nie mieli aż tylu problemów z przyjmowaniem czegoś na wiarę. My dzisiejsi ludzie albo sobie sami komplikujemy, albo nasza rzeczywistość nam to utrudnia, albo może po prostu gubimy się bardziej. Trudne to do określenia.

    Nie aż tak zakręciłaś, choć łatwo nie było - może to urok artystycznego umysłu? :)
    Dzięki za Twoje przemyślenia, również buziam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ech z tym traceniem, czujesz się jakoś niedowartościowany? No, no! i tu wyobraź sobie jak kiwam paluchem wskazującym i mam zmarszczone czoło. Dużo czasu spędzam przed komputerem i lubię ludzi z sieci których spotykam, każdy jest dla mnie wartościowy. Fakt, że jedni mniej inni bardziej. Wiadomo, wynika, to z tego, że albo komuś poświęcamy czas, innym mniej albo przelatuję przez literki, które dla mnie niewiele znaczą. A co do piekła, spotykam się z ludźmi, którzy w Boga nie wierzą, a o piekle piszą, mówią, rozważają, dalej zakładając, że Boga nie ma, stąd taka refleksja, jak słyszę tekst - będę się palić w piekle - a w Boga i piekło nie wierzą - jest bzdurnym pieprzeniem, zapomniałam chyba tego dodać, taka jestem nieprzemyślana. Nie potrafię semantycznie ująć tekstu, ale liczę na to, że mnie zrozumiesz :) a przynajmniej spróbujesz odczytać moje intencje. Tak czy inaczej, żałuję, że się nie znamy i nie możemy czasem pokiwać nogą przy kawie ze znajomymi, wymieniając się spostrzeżeniami, przytrafiającymi nam się przygodom i takie tam. Więc pozwól mnie samej oceniać, czy tracę, czy nie :P i wiem, że ten tekst, to w kontekście jednej z moich point :) się nagadałam, wybacz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie czuję się niedowartościowany - może nie tak bardzo, ale chodziło mi o przeczytanie książki a nie znajomość :) Teraz widzę, że wyszedł mi niezły skrót myślowy...
    Rozumiem, to co chciałaś napisać, nie wiem, czy dokładnie tak, ale ująłbym to w ten sposób: jeśli ktoś mówi o piekle a nie uznaje Boga, to wtedy inferno jest tylko dramatycznym obrazkiem, kolejnym horrorem, motywem literackim czy filmowym, a nie przerażającą rzeczywistością bez cienia nadziei.

    Tak a propos znajomości, gdyby się kiedyś parę osób wyraziło chęć, można zrobić np. jesienną kawkę w Krakowie uczestników bloga. Myślę, że byłoby bardzo ciekawie :)
    No i bardzo lubię słuchać, czytać, co inni mają do powiedzenia, więc nie ma czego wybaczać - wybacz zatem brak wybaczenia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Aaaa, kiedyś już taka propozycja padła u Kamila Dąbrowskiego, ale kilka pań stanowczo odmówiły takiego spotkania, chociaż ja tam chętnie się spotykam z różnymi ludźmi z blogerni, większość ludzi, którzy czytują moje wiersze, że tak nazwę te moje prace pisane, znam osobiście :) Z Karkowa poznałam Majkę, ze Światów Niemożliwych, teraz była u mnie Matylda z Krótkotrwałego Zniekształcenia Rzeczywistości, obejrzała sobie morze, też... :) A Kraków kocham nieustająco, miłością wzajemną, szkoda, że nie znaleźliśmy się wcześniej, niedawno śpiewałam na Wawelu Mozarta - Mszę Koronacyjną. Ale nic to, nie szkodzi, chętnie przyjadę, jak coś wyniknie z tego naszego pisania :) We wrześniu planuję powoli wieczór poetycki w Warszawie, no zobaczymy, co czas przytarga. Na razie za oknem widzę wielką czarną masę z południa, deszczową. Kurcze, przecież nie jestem gadułą! Miłego! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No szkoda, bo posłuchałbym Mszy Koronacyjnej.
    W każdym razie może jeszcze się uda to i owo.
    No gadulstwo to to nie jest, tylko raczej swoboda wypowiedzi :)
    Również miłego i do na-po-blogowania.

    OdpowiedzUsuń